sobota, 19 czerwca 2010

Kierunek słuszny, tylko gdzie tu logika?

Zrozumieć zasady rządzące naszą edukacją jest chyba trudniej, niż zdać wszystkie egzaminy państwowe, od podstawówki po maturę.

Co roku okręgowe komisje egzaminacyjne i ministerstwo edukacji grają z nami w kotka i myszkę. Nie wiadomo, co ujawnią, czy ujawnią i czy kiedykolwiek ujawnią. Mam na myśli wyniki egzaminów. Jestem wśród zwolenników ujawniania wszystkiego, i nie przekonują mnie argumenty za utajnianiem. A te słyszymy od lat - że liczba punktów na egzaminach nie pokazuje jakości nauczania, bo do jednej szkoły trafiają lepsi uczniowie, do drugiej gorsi; że szkoły mają różne warunki lokalowe, wyposażenie, a średnia ocena stygmatyzuje tylko nauczycieli, a rodzice nie biorą pod uwagę tych subtelności.

OKE, ministerstwo i dyrektorzy szkół miotają się od ściany do ściany. Rok temu w Kielcach nie upubliczniono wyników egzaminu gimnazjalnego w poszczególnych szkołach (a zrobiły to na przykład władze Starachowic, Mielca cz Tarnowa), a w tym roku kielecki ratusz ujawnił wszystkie. Z kolei łódzka OKE kilka lat temu ujawniła wyniki poszczególnych szkół, rok temu nie podała żadnej, a w tym roku wyróżniła trzy najlepsze. Dlaczego nie pięć, dziesięć albo siedem? To mają być "szkoły ma medal", bo zmieściły się na podium? Bóg raczy wiedzieć. Pokazuje to jak na dłoni, że przeciwnicy ujawniania wyników nie są pewni swoich argumentów. Apeluję więc do nich: nie traktujcie ludzi, rodziców i podatników, za których pieniądze w końcu te egzaminy i rankingi są robione, jak bezmyślne stado, które nie jest w stanie zrozumieć różnic między punktową oceną szkoły, a jej prawdziwym obliczem. Ludzie rozumieją, że miejsce w rankingu to tylko jedno z narzędzi pomagających ocenić szkołę, ale narzędzie ważne i nikt nie ma prawa reglamentować go według niejasnych zasad.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz