Tego, co wyprawiają urzędnicy odpowiedzialni za schronisko dla zwierząt w Dyminach, nie mogę nazwać inaczej niż sabotowaniem wizerunku Kielc.
Po co nam te wszystkie wysiłki medialne, festiwale Off Fashion i oratoria Rubika, zwycięstwa Korony i Vive, odnowiony amfiteatr na Kadzielni i sukcesy Targów Kielce, skoro w ostatnich tygodniach Polacy (i nie tylko!) słyszą o Kielcach niemal wyłącznie w kontekście "mordowni psów" urządzonej tu przez spółkę komunalną w schronisku dla zwierząt.
Nasi urzędnicy, zamiast rozmawiać z obrońcami zwierząt, woleli ich ignorować. Prezes PUK Krzysztof Solecki, zamiast poprawiać sytuację w schronisku, wolał opłacać wywiady sponsorowane o tym, jak jest tam fajnie, lub umieszczać na swojej stronie internetowej wątpliwej wartości dane. A w schronisku kończyła się w tym czasie karma dla psów!
Nasi urzędnicy, zamiast rozmawiać z obrońcami zwierząt, woleli ich ignorować. Prezes PUK Krzysztof Solecki, zamiast poprawiać sytuację w schronisku, wolał opłacać wywiady sponsorowane o tym, jak jest tam fajnie, lub umieszczać na swojej stronie internetowej wątpliwej wartości dane. A w schronisku kończyła się w tym czasie karma dla psów!
Jak można było przekonywać o dobrej sytuacji, a jednocześnie przekazać nowemu weterynarzowi zamiast gabinetu goły stół z pustymi półkami na leki?! W sytuacji, kiedy już cała Polska śledziła sprawę schroniska, trwało dochodzenie prokuratorskie o znęcanie się nad zwierzętami i powiatowy lekarz weterynarii przekazał konkretne zalecenia, większość z nich do załatwienia w kilka dni. Na co czekali kierowniczka schroniska, jej zwierzchnik z PUK, w końcu prezydent miasta? Aż zwierzęta wyzdychają z głodu, nadzór weterynaryjny zapomni o ponownej kontroli schroniska, a obrońcy zwierząt przeniosą się walczyć o swoje racje na Ukrainę? Liczyli na cud?
Cud się nie zdarzył, co było do przewidzenia, za to mieliśmy kolejną kompromitację miasta. Tony żywności dla psów trzeba było dowieźć z Warszawy, a nadzór weterynaryjny wystąpił o likwidację placówki, która nie rokuje poprawy. Wszystko w świetle kamer i w obiektywach aparatów dziennikarzy oraz obrońców praw zwierząt.
Wypada mieć nadzieję, że teraz odpowiedzialni za tę kompromitację miasta urzędnicy poniosą konsekwencje, a ci, którzy stanowiska zachowają, z równą energią zaczną naprawiać to, co tamci popsuli.
Cud się nie zdarzył, co było do przewidzenia, za to mieliśmy kolejną kompromitację miasta. Tony żywności dla psów trzeba było dowieźć z Warszawy, a nadzór weterynaryjny wystąpił o likwidację placówki, która nie rokuje poprawy. Wszystko w świetle kamer i w obiektywach aparatów dziennikarzy oraz obrońców praw zwierząt.
Wypada mieć nadzieję, że teraz odpowiedzialni za tę kompromitację miasta urzędnicy poniosą konsekwencje, a ci, którzy stanowiska zachowają, z równą energią zaczną naprawiać to, co tamci popsuli.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz