Kieleccy radni zachowali się wczoraj jak słoń w składzie porcelany. Wybrali sobie chyba najgorszy moment na ogłoszenie swoim wyborcom, że przyznali sobie wyższe nieopodatkowane diety. Najpierw bowiem, dyskutując nad przyszłorocznym budżetem, wyliczali, ileż to potrzebnych inwestycji trzeba było z niego wykreślić z braku środków. Na przykład bardzo potrzebną szkołę na Dąbrowie, boiska dla młodzieży, remonty dróg na peryferiach... Ronili krokodyle łzy nad budżetem, żeby godzinę później podnieść rękę za zwiększeniem sobie diet.
Argument przewodniczącego Tomasza Boguckiego, że koszty utrzymania radnych nie wzrosną, bo jest ich teraz mniej, jest bezwstydny. Każe mi się cieszyć z tego, że ktoś mnie tylko dotkliwie pobił, a przecież mógł zabić... Nic nie stało na przeszkodzie, aby przy okazji zmniejszenia liczby radnych zaoszczędzić pieniądze podatników. Nie bez kozery liczba radnych w samorządach dostosowywana jest do liczby mieszkańców. Ustawodawca chciał w ten sposób również zachować jakieś przyzwoite koszty utrzymania radnych w budżetach gmin.
I na koniec - nieszczęsna, całkiem nowa dieta dla wiceprzewodniczących komisji. Za co? Za tytuł? Na dzień dobry nie popisaliście się, Panie i Panowie Radni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz