niedziela, 14 marca 2010

Zakaz zatrzymywania myślenia

Mija tydzień, a w zasadzie prawie dwa, które w Kielcach upłynęły pod znakiem zamieszania z parkowaniem. Wiele się przez te kilkanaście dni nauczyliśmy, i my kielczanie, i organizująca nam życie władza. Ale nauki nigdy za wiele.

Miejski piętrowy parking Centrum już zaprasza kierowców. Koniec sporów, czy jest tu potrzebny, czy nie (ja uważam, że jest), bo się go już nie zburzy. Trzeba natomiast zastanowić się, czy dobrze funkcjonuje i co można poprawić. Ilość poprawek i niedoróbek zaraz w pierwszych dniach zaskoczyła wielu kierowców. Chodzi o oznakowanie poziome i pionowe ruchu na samym parkingu, kulejącą informację o tym, jak z niego korzystać, źle zaplanowane wyjazd i parkomaty. Niektórzy narzekali też, że parking od razu częściowo zamarzł. Moim zdaniem jak na 23-milionową inwestycję to drobiazgi. Oczywiście fajnie by było, gdyby wszystko grało od początku, ale, niestety, rzadko bywa idealnie. Znaki można przestawiać i uzupełnić, podobnie jak tablice informacyjne, parkomaty już obniżono. A że ostatni poziom zamarzł? Jest zima, ostatni poziom jest odkryty, to trudno, żeby na niego śnieg nie padał. Pomijając już, że ten poziom w ogóle nie był potrzebny, bo kierowcom korzystającym z parkingu wystarczy parter. Na 386 miejsc zajętych jest maksymalnie 80.

Co zrobić, żeby parking się przyjął? Przecież chodzi o to, żeby auta zajmowały jego wszystkie kondygnacje, a nie okoliczne uliczki i podwórka. Niestety, na początku popełniono błąd marketingowy. Gdy na rynek wchodzi się z nowym produktem, musi on być po atrakcyjnej cenie. Czasami warto nawet dać darmowe próbki. A u nas co? Od pierwszego dnia normalna cena. Wprawdzie niemal od razu zaczęła topnieć taryfa nocna, ale to za mało. Moim zdaniem przez tydzień, dwa można było zrobić parkowanie za darmo, a pierwsza godzina nie powinna nic kosztować. Cenę można podnosić, gdy zacznie się zapełniać powiedzmy do 350 miejsc, choć uważam, że miejski parking powinien być jak najtańszy.

Z nową inwestycją nierozerwalnie wiążą się wprowadzone w centrum Kielc zakazy zatrzymywania. Władze miasta potraktowały je tak restrykcyjnie, że zapędziły się z nimi aż na rynek, i to w godzinach, w których parking Centrum nie był jeszcze czynny. Prezydent Wojciech Lubawski przyznał, że to był błąd. Czy przystanie jeszcze na rozsądne - moim zdaniem - postulaty niektórych kupców?

Proponują oni, żeby swoimi samochodami mogli zatrzymać się na maksimum kwadrans, by rozładować towar. Dla jednej, dwóch paczek to wystarczy. To dobry pomysł, stosowany w znacznie bardziej ruchliwych miejscach niż ulice Piotrkowska czy Leśna. Z powodzeniem sprawdza się na przykład w portach lotniczych czy pod hotelami. Zatrzymujemy się, wysadzamy pasażera lub wyładowujemy bagaż i odjeżdżamy, aby zrobić miejsce innemu. Argumentu, że nie można tego bez przerwy pilnować, nie da się obronić. W śródmieściu tak czy inaczej są przecież patrole straży miejskiej i policji, jest monitoring, w końcu za łamanie tych zasad można wlepić większy mandat niż 100 zł, założyć blokadę lub auto odholować. Kilka takich przykładów i konsekwencja wystarczą, aby - jak to ujmuje prezydent Lubawski - zmienić przyzwyczajenia ludzi.

I jeszcze jedno. Nie wrzucajmy wszystkich kupców do jednego worka. Są wśród nich oczywiście osoby myślące anachronicznie, roszczeniowo, ale większość to ciężko pracujący przedsiębiorcy, którzy, płacąc podatki i zapewniając pracę sobie, swoim rodzinom i pracownikom, słusznie domagają się szacunku dla swoich postulatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz